"PKP Konopki" - artykuł ukazał się w Tygodniku Lotniczym 13(13) 19.07.2006 str. 6-7
UWAGA: Poniższy tekst autorstwa Witolda Wirskiego stanowi "przedruk" z czasopisma w wersji oryginalnej (bez poprawek edytorskich). Wszystkie zdjęcia wykonał Sławek Kędziak.
PKP ma lotnisko w miejscowości Żmijewo-Gaje. Latają na nim głównie na paralotniach. Jest też samolot i szybowiec. Hole parolotniowe odbywają się w każdy lotny weekend. Dolatujący mają możliwość wyholowania się i powrotu, jeżeli termiki i umiejętności starczy, na lotnisko macierzyste.
W ostatnich dniach lotnisko w (umownie) Konopkach stało się sławne, jako miejsce, skąd można odejść w wielki przelot. Nic dziwnego, skoro jednego dnia, 8 lipca, wyholowany wyciągarką Janusz Fuzowski przeleciał 163,5 km (lądował przy pasie granicznym z Obwodem Kaliningrackim), Grzegorz "Greg" Fabijaniak pokonał 123 km, Alek Talbierz 105 km, a mało jeszcze "wylatana" Aneta Kędziak ponad 30 km.
A teraz, uwaga, przelot Rafała .Pachulaka" Pachulskiego: 197,48 km! Z ladowaniem w ... Rosji.
Janusz Fuzowski poświadcza, że w Konopkach pierwsza połowa lipca to znakomite "kalendarium przelotowe". 11 lipca 2004 r. po holu wyciągarką przeleciał 156 km!
Rafał "Pachulak" w niedzielę, 16 lipca, znowu "dał odlot": około 150 km!
Rafal "Pachulak" Pachulski, pilot paralotniowy od 1996 roku. Od maja 2005 związany z Teamem Rohacka Paragliding. W tym roku skończył studia. Pracuje jako informatyk. Poza lataniem interesuje się jazdą na rowerze, komputerami, KGB, FBI: - Mam na koncie już kilka przelotów powyżej 100 kilometrów. W niedzielę, 16 lipca, z dwoma kolegami wykonaliśmy przeloty po 120 - 150 km. Tydzień wcześniej przeleciałem prawie 200 kilometrów. O tym przelocie wolałbym teraz nie mówić. Niech pozostanie moim własnym przeżyciem.
*
"W ostatnich dniach nie było naruszenia granicznej przestrzeni powietrznej", odpowiada "Tygodnikowi Lotniczemu" kpt. Anna Wołoszyn, rzecznik Podlaskiej Straży Granicznej w Białymstoku.
Grzegorz "Greg" Fabijaniak, pilot paralotni od 1997 roku. 8 lipca ustanowił życiowy rekord przelotu, 123 kilometry: - Holowałem się w Konopkach pierwszy, ale pękła lina. Wystartował więc Janusz, po nim Rafał, ponownie ja, za mną Aneta Kędziak. Po wyczepieniu na 400 metrach, od razu miałem metr, półtora noszenia. Szybko wykręciłem podstawę. Było zimno, więc trochę zszedłem niżej, w przelot. W okolicach Olsztynka spadłem na prawie 400 metrów. Wygrzebałem się dość szybko.
Dobry szlak wiódł nad jeziorami i lasami. Widziałem, że poszli nim Janusz i Rafał. Ja wybrałem bezpieczniejszy, ale po pewnym czasie spadłem do 80 metrów. Wykręciłem ponownie około 1500. Wiatr był dość silny, leciałem okolo 60-70 kilometrów na godzinę. Zaczął mnie spychać na Olsztyn. Nie było wesoło: albo centrum, albo maszt radiowy z odciągami, albo linia wysokiego napięcia. Zdecydowałem się pójść trawersem, lekko pod wiatr. Spadłem poniżej masztu. Ominięcie Olsztyna stawało się niemożliwe. Na szczęście, "wyrzeźbiłem" na tyle, że przeleciałem jakieś 100 metrów nad masztem. Około 17.00 złapałem 2 metry noszenia. Zobaczyłem Janusza, wyprzedzał mnie o jeden komin. Rafał zniknął. Wykręciłem 2400 i przeleciałem jeszcze około 20 kilometrów. Wylądowałem w miejscowości Żegota, między Bartoszycami a Olsztynem. Z Konopek to 123 kilometry.
Janusz Fuzowski, pilot paralotni od 2001 r, od 2003 w Teamie Rohacka Paragliding, 8 lipca przeleciał z Konopek do granicy z Obwodem Kaliningradzkim 163,5 km: - Ten dzień nie zapowiadał się wyjątkowo. Holowałem się pierwszy. Dołem dość mocno wiało, ale górą słabiej. Nie było mocnych noszeń, ale kręcę, kręcę, podstawa około 2600 metrów. Kiedy powiedziałem o tym kolegom, nie chcieli wierzyć. Potem jeszcze wyższa, ponad 3000 metrów. Trzymałem się 2850, momentami 2880. Przede mną ładne szlaki. Tylko w jednym momencie spadłem do 400 metrów. Nie było mocnej termiki, ale wykręciłem znowu ponad 2000 bez większego wysiłku. Mogłem lecieć dalej. Była wysokość, był czas. I...granica. "Widziałem" ją z GPS i mapy, gdyż z góry trudno zauważyć nawet z 200 metrów. Przeleciałem kawałek wzdłuż granicy. Od razu wypatrzyli mnie pogranicznicy, bo gdy tylko wylądowałem, już przy mnie byli. Bardzo fajnie się zachowali, podwieźli mnie do większej miejscowości, Sępolna. Prawie w nocy, na stopa, zabrała mnie stamtąd jadąca autokarem do Częstochowy pielgrzymka Radia Maryja. Wracałem do domu wśród śpiewu ...
WITOLD WIRSKI
PS. Zestaw zdjęć z tego dnia znajduje się w Galerii.