7.08.2009 - dzień: 0
Start
No i kolejna edycja XC Open przed nami. Nie pamiętam już kiedy ostatnio dobrze polatałem w tym sezonie. Jest sierpień, od maja z przerwami lało i grzmiało.
Jak na złość mega warun robi się w Polsce właśnie teraz a my w najlepsze uciekamy do ‘RAJU’ zwanego Bułgarią (tak mi tłumaczył znajomy Bułgar – to istny raj jeśli wiesz gdzie pójść i z kim rozmawiać).Rohacka.pl reprezentuje Sławek i ja ale są też z nami Kacper i Jumbo.Graty spakowane, ważą za dużo więc trzeba będzie stosować sztuczki żeby dostać się do samolotu bez dopłaty za nadbagaż. Swoją drogą jak oni chcą wozić glajciarzy ustalając limit bagażu na 20kg do luku (to jeszcze pół biedy) i 6kg do kabiny podczas gdy sama walizka waży ze 2kg. Wiadomo, że te 20kg też z niczego się nie bierze – prawo zachowanie masy - jeżeli wyciągam coś z glajta żeby ważył 20kg to przekładam to do ręcznego... ech te linie lotnicze...PS. może moja waga źle waży ale te na lotniskach są zwykle ‘dokładniejsze’
8.08.2009 - dzień: 1
Task 1
Ach ten ‘paradajz’... dziury w ulicy na pół samochodu, domy jakby opuszczone ale zamieszkałe. Nawet ich nie tynkują. Obrazki zatrzymane w kadrze jak u nas 25 lat temu albo więcej. Do tego mamy cały przekrój przez modele Moskwiczy, Ład, Trabantów. Wartburgów oraz zabytki motoryzacji zachodniej – wymęczone jednak jeżdżące. Ale mimo to fajnie jest. I pyszne jedzenie.
Chmury. Yotov twardo zapowiada konkurencję. Poranna odprawa w kinie i o 12 wjazd na górę. Po drodze znaki „jumping forbidden” – musi co jakiś hardcorowcy tu przyjeżdżają co lubią skakać z wyciągu w... przepaść.
Wiatr z północy, start na południe ale tak ma być. Może się rozwiać z północy więc trzeba się sprężać. Podstawy na 1500m później podnoszą się do 1850m. Nisko ale pod koniec dnia działa naprawdę fajnie. Zgodnie z zapowiedzią rozwiało się z północy i ci, którzy zamarudzili musieli zjechać kolejką.
W kwestii wyników – nie ma o czym mówić w porównaniu z tym co nawyczyniali w Fiesh-u czy choćby w Borsku. Zostawiliśmy w Polsce mega, nie... giga warun.
Pacnęliśmy dziś po 20-50km w wilgotnej termice. Wyniki będą jutro. Jeżeli task będzie ważny (min.distance 30km) to coś czuję, że polska reprezentacja wypadnie mimo wszystko całkiem przyzwoicie.
PS. Bułgarskie TAK to nasze NIE – kiwa gość głową, że TAK a ty myślisz, że NIE. Dziś w ten sposoób nieomal nie straciłem podwóazkę wozem ciągniętym przez konio-osła :-)
9.08.2009 - dzień: 2
Task 2
W Polsce ciągle mega. A u nas ładny poranek jednak chmury dość szybko się budują i zacieniają start. Czekamy dobrą godzinę, spada kilka kropel deszczu z czarnej chmury nad nami. W końcu można lecieć. Większość załapuje się na pierwszy pociąg. Sufit ciągle nisko – 1700m póżniej trochę się podnosi. Ci, którzy zamarudzili na starcie muszą czekać 20-30 minut na kolejną fazę. I tak będzie na całej trasie – kituje się i na przemian odsłania. Trzeba się więc wstrzelić żeby nie spaść.
Kacper daje dzidę na wschód i w mniej niż godzinę dolatuje w okolice wielkiego kongestusa, który buduje się jakieś 40km od nas. Ląduje na 30km.
Jumbo ze Sławkiem lecą na zachód w stronę kablowej doliny. Lądują jakieś 13-15km od startu. Sławek chyba będzie wysoko ze swoimi 45km bo najpierw poleciał 15km w kierunku Wielkiej Chmury.
Ja widząc wielkiego kongestusa dolatuję nad Kalofer i wracam do Sopotu gdzie zaczyna dość mocno wiać ze wschodu. W międzyczasie Wielka Chmura zbliża się na do Karlova i... znika. Wystraszyła mnie.
W miarę upływu czasu coraz mniej przeszkadza mi ten lokalny bałagan - z pewnej odległości przestaję go nawet zauważać. Mimo, że otoczenie w sumie paskudne i zaniedbane tworzy pewien ogólny 'ład'. Te stare Żyguli i 'tjuningowane' Golfy pasują do bylejakich domów, których ganki oświetlane są gołymi żarówkami. Bułgarzy nie dbają o szczegóły przy czym szczegół u nich zaczyna się na dość dużym poziomie ogółu :-).
Task 3
Ładny poranek i jeszcze ładniejszy SMS od organizatora: ‘briefing at 9.00 prepare for long flight’. W pośpiechu połykamy śniadanie i o 10 jesteśmy pod wyciągiem.
Kolejna odprawa na startowisku o 11. Meteo zachęcające, z resztą widać, że zaczyna już działać. Startujemy ok południa. Plan jest taki, żeby lecieć najpierw na zachód zanim się zakituje a potem chyc na południe lub na wschód. Wydaje nam tylko pierwsza część planu – tj. lecimy z Adamem i Kacprem 12km na zachód. Idzie dobrze, podstawy 1800-1900m, lecę po grani, podkręcam. Na serpentynach decyzja, że wracamy bo się niebo zakleja. 3 km dalej Robert Machel ma deszcz i ucieka na południe.
No i się zakleiło. Wielki cień. Dolatujemy na rzęsach do Sopotu. 25km.
W tym czasie druga grupa pilotów poleciała na wschód i na południe. Inna taktyka. Lepsze odległości ale nasz lot fajniejszy :-)
O 15.30 zaczyna lekko padać ale wszyscy na ziemi. Task ważny. 8 pilotów zrobiło minimum distance 30km. Wynik dnia 52km.
Po południu jedziemy do niby najlepszej knajpy 20km w stronę Kalofera. Sławka rozdęło a mnie bardziej smakuje w Rodeo w Sopocie.
11.08.2009 - dzień: 4
Task 4
Deszcz w nocy, rano pochmurno. Briefing przesunięty o 2 godziny. O 12 wjeżdżamy na górę i... zrobił się z tego całkiem przyzwoity dzień z południowo wschodnim wiatrem. Dziś działają góry więc nie trzeba kombinować po płaskim.
Po starcie super komin na wschodniej ściance i lecimy z Adamem i Kacprem znowu na zachód (zanim się zaklei :-)) ale tym razem tylko 6km. Podstawa na 2000m.
Już w drodze na wschód, pomiędzy Sopotem i Karlovem, dopada nas kryzys i walczymy w parterze na wysokości gwarantującej jedynie dolot do lądowiska w Sopocie. Walczą wszyscy w tej okolicy. W końcu wychodzi słońce i mamy windę w kosmos.
Dalej już mamy latanie do końca grani i spowrotem. Zachód się zakitował i zaczęło padać więc ostatnią ‘nogę’ robimy ile się da na wschód. Niestety jestem nisko i muszę sie zadowolić popiardami podczas gdy góra ciągle działa przyzwoicie i to mimo pełnego pokrycia. Dobrze, że Jumbo mnie trochę zmobilizował i znalazłem trzymetrowy komin z niczego. Miałem już naprawdę dosyć tych pierdów.
Warun wyłączony. Kacper odchodzi na południe, ja trochę bardziej na wschód. Płaskie działa – lecimy w zerkach podkręcając od czasu do czasu. Adam z bułgarskim Austriakiem są wysoko więc mają dolot za Kaloryfer, Kacper tam gdzie dwa dni wcześniej a my ze Sławnym spotykamy się przed knajpą co go w niej wczoraj rozdęło i lądujemy razem na łące obok. Obleciał mnie o 1km. Kolega.
W tym miejscu należą się podziękowania dla Karoliny Kacpra, która dzielnie podąża za nami po tutejszych dziurach. Nie często zdarza się, że to zwózka czeka na pilota i do tego z zimnym browcem w środku. Szacun.
Mimo, że loty nie długie 40-60km to wszyscy jesteśmy zadowoleni. I znowu 4 Polaków w pierwszej dziesiątce:
- 1. Adam Grzech
- 2. Kacper Kowalski
- 6. Sławek Kędziak
- 7. ja
W końcu mamy knajpę z uśmiechniętą kelnerką. Do tej pory wszystkie dziwnie naburmuszone.
12.08.2009 - dzień:5
no task
Po pracowitym śniadaniu w końcu decydujemy się jechać na basen. Ale nie taki zwykły basen tylko basen-skansen, pamiątkę ‘tamtych’ czasów. Obiekt nie jak większość tutejszych ‘zabytków’ opuszczony lecz tętniący życiem... pilotów XC Open w nielotny dzień.
Popołudniu zaliczamy jakieś 40 minut latania i lądujemy tuż przed deszczem. Wyssaliśmy dzisiaj cały warun.
13.08.2009 - dzień: 6
Task 5
Od rana lampa, wczesny wjazd na górę i... cirrus. Czekamy 50 min żeby się odkryło. Komin startowy kręcimy wszyscy. Hindusi latają jak potłuczeni – uwzięli się na mnie.
Szybko do podstawy i dzielimy się: cześc leci na zachód, część odrazu na wschód.
Potem jak zwykle tu - Bałkański Kryzys i tracimy dobre 40 minut razem z Grześkiem Dudką i Matejem czekając aż znowu ruszy.
W końcu wszyscy spotykamy się na końcu grani. Skakać dalej na wschód czy czekać? Robert Machel testuje na wschód ale nie działa więc wraca. My obserwujemy sytuację i w końcu Kacper rusza na Kalofer a my za nim. I znowu nie mogę nic dokręcić podczas gdy chłopaki meldują 3, 4, 5 m/s 500m wyżej.
Czołówka już 10km z przodu. Przyżera. Podstawy 2400-2500m można przebierać w chmurach. Lecimy z Grześkiem południową stroną południowej grani. Gaz do dechy i doganiamy Jumba i Adama a za następne kilka minut jest i Kacper, który leciał jako pierwszy. Ale dzień się zrobił.
Sławek niestety Kaloryferuje. Resztę dnia spędzi za kierownicą.
O 19.00 ciągle lecimy. 95-105km od Sopotu. Do 20 wszyscy jesteśmy na ziemi w promieniu kilku kilometrów. Lecieliśmy do końca, do ostatniego zereczka. Super dzień mimo, że dość powolny.
Wygląda na to, że zdominowaliśmy górę stawki, najprawdopodobniej pudło nasze, ale wyniki ciągle się procesują bo wróciliśmy do domu o 1 w nocy. Naprawdę daliśmy wczoraj ognia.
14.08.2009 - dzień: 7
Task 6
W prognozie spore obszary z cieniem, wschodni wiatr i z tego powodu sugestia wczesnego startu bo może się szybko zatkać. Powietrze rześkie, bardziej niż wczoraj. Yotov prywatnie przyznaje, że będzie dobrze jak pójdzie dziś stówka.
Po starcie lecimy do końca grani i tam zastanawiamy się co robić dalej. Skłaniamy się ku wczorajszej opcji – czyli Kalofer i dalej po niskich górkach południową częscią doliny.
Jednak zmieniamy koncepję nad Kaloferem. Okazuje się, że góry działają. Czarny szlak chmur, który powoli rozlewa się coraz bardziej nad dolinę ciągnie chwilami 4m/s więc można lecieć długie proste.
Dolatujemy w ten sposób do Shibki – 50-60km na wschód od Sopotu i powrót. W połowie drogi wchodzi cirrus i następuje przerwa w dostawie prądu. Z 2600m spadam na 650m. Koniec. Ale ale... są jaskółki i za chwile wyjeżdzam z ziemi na 2500m. Kacper i Jumbo – zawrócili trochę wcześniej i są jakieś 10km z przodu. Dzięki temu wiem co się tam dzieje. Lecę trochę ‘na hienę’. Sławek siedzi cicho.
Kalofer. Lecieć na południe po konwergencji czy prosto do Sopotu i dalej na zachód? Dobra, zróbmy sufit i zobaczymy co się przez ten czas stanie bo szlak mizernieje a Kacper też nadaje, że jest raczej średnio.
Wybieram Sopot. Podstawa 2700 więc realizuję marzenie i lecę po wysokich górach, tyłem, mijając punkt startu 4km z północnej strony. 120 już mam, a więc mój najdłuższy docel-powrót jak dotąd.
Sławek ciągle milczy. Kacper wylądował - 130km. Jumbo leci po prostej zza Kalofera w stronę domu – będzie z tego 147km.
Ląduję pół godziny przed końcem tasku, 137km. Można było lecieć jeszcze dalej na zachód do Rozina, byłoby 10km więcej. Gdy wracałem do Sopotu akurat znowu ruszyło – o 18.30(!) Super dzień z noszeniami momentami domykającymi wario. Nie potrzebnie tylko polecieliśmy z Kacprem rano nad Kalofer tracąc tam dobre 20-30minut.
Najlepszy tego dnia – Bułgar, Orlin Dimov – 187km docel-powrót. Rekord Bułgarii pobity o 40km z okładem.
Slawek, jak się okazało, poleciał dalej na wschód i ladował na 119km.
Kolejny mega dzień za nami. Jutro koniec.
15.08.2009 - dzień: 8
Zakończenie zawodów
Plan był taki żeby zrobić krótki task z jednym PZ i premią za powrót na metę w Sopocie. Niestety deszcz pokrzyżował plany i zamiast latać mamy rozdanie nagród o 12:00.
Polski team spisał się doskonale, w overallu 5 Polaków w top 10, pudła w każdej kategorii.
klasa sport
klasa serial
klasa open
Szczegóły tu: www.xcopen.org
Przestało padać może wyciągniemy jeszcze dziś glajty. Jeżeli się uda będziemy mieli 8/8 dni lotnych.
Fajna ta Bułgaria ;-)