"Matura zawodnika, czyli Mistrzostwa w Meksyku" - artykuł ukazał się w miesięczniku PLAR 6/09(178)  str. 60-65
plar 6 09 1plar 6 09 2plar 6 09 3

Zakończone XI paralotniowe Mistrzostwa Świata w Meksyku były pierwszymi od dawna zawodami, w których udział wzięła prawie cała światowa czołówka. Dotychczas z różnych względów - najczęściej finansowych - nie udawało się zgromadzić najlepszych pilotów do rywalizacji. Być może egzotyka kraju, a także znana w paralotniowym świecie "gwarancja" dobrej pogody w Valle de Bravo zachęciła najlepszych do dalekiej podroży i walki o tytuł mistrzowski. Valle de Bravo ma znakomitą opinię jako miejsce do rozgrywania zawodów. Wspomniane warunki klimatyczne (w "sezonie" lata się codziennie), interesujący, zróżnicowany teren (zarówno góry, jak i równiny) powodują, że rozgrywane konkurencje są wymagające nawet dla najlepszych.
Nadchodzące mistrzostwa zapowiadały się więc bardzo ciekawie - czołowi piloci, trudny teren oraz nowe modele "wyścigówek" gwarantowały emocje od pierwszego do ostatniego dnia. Wielu było przekonanych, że specyfika terenu i stałe warunki pogodowe spowodują, że nie będą to zawody loteryjne (jak w Australii), albo kto lepiej "ciśnie bele", a zwycięzcą zostanie ten, kto rzeczywiście umie latać najlepiej - szybko, ale przede wszystkim mądrze. Faworytów było przynajmniej kilkunastu - zdobywca pucharu świata 2008, Szwajcar Andy Aebi, jego rodak - przez wszystkich uważany za najlepszego pilota świata - Christian Maurer, mistrz Europy, Greg Blondeau z Francji, mający za sobą świetny sezon, Francuz Jean Marc Caron, od lat w czołówce światowego rankingu T omas Brauner z Czech czy doświadczony Włoch Luca Donini. Poprzedzające MŚ, zawody Monarca pokazały, że odkrycie ubiegłorocznej edycji Pucharu Świata - Yassen Savov z Bułgarii - również może się liczyć w walce o tytuł. Yassen wygrał "Monarcę", a jego nowy Magus 6 okazał się szybszy od światła. No i oczywiście namieszać mogli Słoweńcy - bracia Valic, od lat regularnie wygrywający wiele zawodów, którzy w Valle pojawili się z nowymi "podrasowanymi" skrzydłami. Z wielkich nieobecnych zabrakło chyba tylko obrońcy tytułu - Anglika Bruce' a Goldsmitha, który nie doszedł do formy po ubiegłorocznym wypadku.
Dni treningowe dodały aromatu, kiedy jasnym się stało, że nowy Icepeak 3 będzie dawał dużą przewagę pilotom latającym na Niviukach. Z kolei nowy Boomerang 6 Gina przysparzał sporo kłopotów (mocno "klapił") i robił wrażenie niedokończonego. Zdawało się też, że piloci Advance będą mieli kłopoty - szwajcarska firma nie wprowadziła nowego skrzydła "competition" dla swoich pilotów. Jedynie wspomniany Tomas Brauner dostał nową "kosę" i jeszcze musiał nad nią trochę popracować. Okazało się bowiem, że jest niedokończona - na jednym z treningów musiał przypomnieć sobie czasy, kiedy latał też acro ...
Również wśród pań zapowiadała się bardzo ciekawa walka. Faworytkami były Anja Kroll ze Szwajcarii - wygrała puchar świata 2008 wśród kobiet - oraz reprezentująca Niemcy Ewa Wiśnierska, która latała wiele sezonów w Valle i zna teren prawie jak własną kieszeń. Wiele osób wskazywało też na reprezentantkę Polski Klaudię Bułgakow, która wygrała puchar świata w Bułgarii, a Valle jest miejscem o podobnej charakterystyce latania. Niespodziankę mogła sprawić również bardzo regularnie latająca (co jest dużym atutem w tym regionie) Japonka Keiko Hiraki.

Po treningu ...

Dni treningowe sporo jednak w tych przewidywaniach namieszały. Anja dostała nowego "booma" i okazało się, że musi poprawić olinowanie.
Na trzy dni przed zawodami, po próbach z ustawieniami, skrzydło pokazało różki i reprezentantka Szwajcarii musiała ratować się "paczką".
Ewa Wiśnierska z kolei najpierw nie mogła się doczekać skrzydła (które zaginęło w czasie podróży), a potem miała "gimnastykę" na pożyczonym sprzęcie. Na poprawienie psychiki zaserwowała sobie trening bezpieczeństwa (kiedy w końcu na miejsce dotarło jej własne skrzydło) i na kilka dni przed zawodami - wodowała na "zapasie" ...
Polskę reprezentowali: Klaudia Bułgakow - od długiego czasu najlepsza w Polsce i w ścisłej czołówce światowego paralotniarstwa, Janusz Fuzowski - 3 w rankingu i przez cały miniony sezon prezentujący równy poziom, Sławomir Kaczyński jako numer 1 polskiego rankingu 2008 i Rafał Łuckoś - od kilku lat w czołówce polskich pilotów.

Zawody czas zacząć

Pierwszy dzień mistrzostw przyniósł sporą niespodziankę - zwycięzcą 75-kilometrowej konkurencji został Amerykanin Eric Reed, a faworyci jak na razie byli daleko. Pierwszy dzień pokazał też wysoki poziom zawodników - na mecie zameldowało się aż 110 na 145 pilotów. Nasi reprezentanci polecieli bez rewelacji, ale prawie cała ekipa zaliczyła trasę. Tylko Rafał Łuckoś popełnił błąd i nie doleciał.
Drugiego dnia niespodzianka była jeszcze większa. Wygrał Brad Gannuscio z USA, a liderem w klasyfikacji generalnej pozostawał jego rodak Eric Reed. Polacy niestety słabo - tylko Janusz Fuzowski zdołał zaliczyć 92-kilometrową trasę. Piloci znów pokazali dobrą formę i aż 82 zaliczyło trasę. Wśród kobiet do mety nie doleciały Ania KroII, Ewa Wiśnierska i Klaudia Bułgakow, a liderką została Francuzka Eliza Houdry.
Trzeci dzień był popisem Luci Doniniego, który prowadził przez całą 95-kilometrową trasę i zainkasował magiczne 1000 punktów. Odpadł natomiast pierwszy z przewidywanych kandydatów do tytułu - Yassen, który popełnił błąd i wylądował zaraz po pierwszym punkcie zwrotnym. Z Polaków najlepiej poleciała Klaudia Bułgakow - jako jedyna na mecie.
Czwarta konkurencja przyniosła zwycięstwo "Chrigla" Maurera. Polacy postarali się o poprawę po nieudanym dniu i doleciało troje - Klaudia Bułgakow, Sławek Kaczyński i najlepszy tego dnia Janusz Fuzowski który był 64. Liderem klasyfikacji pozostawał Eric Reed, co było dużą niespodzianką.

plar 6 9 foto1

Dyskusja o bezpieczeństwie

Pojawiły się też pierwsze dyskusje - wielu pilotów podnosiło kwestie bezpieczeństwa podczas startu. Rozkładający konkurencje z dziwnym zamiłowaniem ustawiali cylinder startowy tak, że aby myśleć o dobrej pozycji, trzeba było "wisieć" nad bardzo termicznym i turbulentnym miejscem. Powodowało to, że na pół godziny przed startem około 100 pilotów walczyło o najlepszą pozycję na bardzo małym obszarze. Dla wielu była to wyczerpująca i nieprzyjemna wojna nerwów, wiele osób latało bardzo agresywnie, wymuszając pierwszeństwo.
Dzień piąty przyniósł nieoczekiwane rozstrzygniecie. Wygrał Kolumbijczyk Hector Vasquez. Komitet pilotów podirytowany ilością pilotów regularnie osiągających metę - rozłożył trasę 114 km. Przy bardzo trudnych warunkach - niskie podstawy chmur i mocny wiatr - wydawało się, że tylko nieliczni dolecą do mety, jeśli w ogóle... Piloci jednak znów pokazali świetną formę i aż 49 zameldowało się na mecie. Polacy niestety nie dołączyli do grona tych, którzy zaliczyli konkurencję. Odpadli też kolejni kandydaci do tytułu - Greg Blondeau, prowadzący dotychczas Eric Reed oraz "Chrigel", któremu do mety zabrakło 300 m. Po pięciu konkurencjach wśród kobiet niespodziewanie prowadziła bardzo regularnie latająca Eliza Houdry z Francji
Szósty dzień okazał się bardzo smutnym. Reprezentujący Szwajcarię Stefan Schmocker miał wypadek i w wyniku obrażeń zmarł.
Dzień zapowiadał się lepiej niż poprzednie - dobra prognoza pogody, komitet pilotów po naradzie z kierownikiem zowodów w końcu przesunął cylinder startowy, co okazało się bardzo dobrym pomysłem. Wygrał niespodziewanie drugi z Bułgarów - Dymitar Valkov, który zgarnął cały tysiąc punktów. Była to niespodzianka dużego kalibru. We wcześniejszych pięciu konkurencjach prezentował równą formę - pięć startów pięć "bomb-outow". Z Polaków najlepszy był Rafał Łuckoś, który doleciał na 50 pozycji. Oprócz niego do mety doleciała też Klaudia. Odpadł kolejny kandydat do tytułu - Francuz Jean-Marc Caron.
Po dwóch dniach przerwy - jednym odpoczynku i drugim dla uczczenia pamięci Stefana Schmockera - piloci wrócili do rywalizacji. Nastroje były kiepskie. Śmierć była szokiem dla wszystkich - świetny pilot, regularnie i dużo latający, dwa razy w roku kursy bezpieczeństwa i taki wypadek ... Kilku pilotów wycofało się z zawodów, w tym 2 kandydatki do zwycięstwa wśród kobiet - Ewa i Anja.
Najszybciej 97-kilometrową trasę pokonał Yassen Savov. Rafał Łuckoś wreszcie pokazał, że umie dobrze latać i na mecie zameldował się jako 26. Nieżle zaprezentował się także Janusz Fuzowski - 87, pozostali Polacy, Klaudia i Sławek, nie ukończyli konkurencji.
Dzień ósmy to popis Christiana Maurera - "Chrigel" wygrał 114-kilometrową konkurencję, a trasę pokonał w niesamowitym czasie 2 godzin 36 minut, co dało średnia ponad 38 km/h. Dzień był niezwykły także dlatego, że aż 103 pilotów zaliczyło całą, trudną trasę. Z Polaków niestety tylko Sławek Kaczyński "obleciał taska" i zajął 76 pozycję.
Dzień dziewiąty okazał się nieco bardziej wymagający - konkurencja 109 km i "zaledwie" 60 pilotów na mecie. Wygrał Urban Valic, który prowadził przez cały dystans i przyleciał na metę 20 minut przed resztą stawki. Na tym poziomie zdarza się to bardzo rzadko. Do mety nie doleciał Luca Donini i jego marzenia o medalu poszły w zapomnienie. Znów błysnął umiejętnościami Rafał, który był tego dnia 12. i był to najlepszy rezultat reprezentantów Polski w tych zawodach. Dobrze poleciał też Janusz, który był 54, pozostała dwójka niestety nie zaliczyła trasy.
Dzień dziesiąty to trasa o długości ponad 116 km. Wygrał nieoczekiwanie Amerykanin Matthew Beechinor, z czołówki najlepiej poleciał Aljaz Valic, który wskoczył na 3. miejsce, wyprzedzając w klasyfikacji generalnej Tomasa Braunera. Polacy nie popisali się tego dnia - nikomu nie udało się ukończyć konkurencji, a najlepszy był Rafał - 73.
Przed ostatnim, jedenastym dniem zawodów prowadził Szwajcar Andy Aebi. Tuż za nim był jego rodak Stefan Wyss. Na trzecim miejscu Aljaz Valic, a za nim Tomas Brauner. Różnice były niewielkie - między pierwszym a czwartym zaledwie 180 punktów. Walka o mistrzostwo toczyła się więc do ostatniej chwili. Wśród kobiet było mniej ciekawie - Elisa Houdry wypracowała tak dużą przewagę, że ostatniego dnia mogła właściwie nie lecieć. Drugie i trzecie miejsce miało się wyjaśnić pomiędzy Keiko Hiraki i Anją KroII, która zdecydowała się kontynuować zawody po dniu przerwy. Przy słabej postawie dwóch ostatnich o podium mogła powalczyć jeszcze Rosjanka Marina Olexina i Amerykanka Karie Castle.
Dzień rozpoczął się interesująco. Strefa wysokiego ciśnienia nasunęła się nad Valle i spowodowała, że warunki dotychczas "nieco" turbulentne, zrobiły się "lekko pół-śred-nio" przyjemne i na efekty nie trzeba było długo czekać. Pierwszy zapasem musiał się ratować Chińczyk i to zaraz po starcie. Następny na spadochronie lądował reprezentant Grecji. Kilka osób zgłaszało nad aktywnym termicznie plateau drugi i trzeci (bardzo niebezpiecznie) poziom bezpieczeństwa, ale organizatorzy nie zdecydowali się przerwać konkurencji. Dopiero trzecia paczka i uraz kręgosłupa Japończyka spowodowały zatrzymanie zawodów, ponieważ zbliżał się helikopter ratunkowy. Zawodnicy mieli lądować możliwie jak najszybciej. W tych wydawałoby się bezstresowych już okolicznościach w ruch poszła kolejna "paczka". Kanadyjczyk Jim Orava lecąc w dół przez radio poinformował lecących pod nim kolegów - "nie chciałbym przeszkadzać, ale wydaje mi się, że spadam prosto na was" - oświadczył ze stoickim spokojem. Komunikat wprowadził nieco zamieszania wśród lecących, ale wszystkim udało się uniknąć lądowania w tandemie. Wkrótce okazało się, że konkurencja jest anulowana, więc ostateczna kolejność zawodników pozostawała jak po dniu 10.

Końcowa klasyfikacja

Mistrzem świata został Andy Aebi. O sporym szczęściu może mówić Stefan Wyss, który tego dnia zaliczył klasycznego "bomb-outa" i tylko dzięki anulowaniu konkurencji utrzymał drugą pozycję. Trzeci był wspomniany Aljaz Valic. Niezbyt zadowolony był za to Tomas Brauner, który przewodził stawce w momencie zatrzymania ... Na pocieszenie został mu tytuł drużynowego Mistrza Świata, a Czesi tym samym obronili złoty medal wywalczony w Australii w 2007 roku.
Na drugim miejscu uplasowali się Włosi, na podium stanęli też Słoweńcy. Wśród pań zwyciężczynią została zasłużenie Elisa Houdry z Francji i dla wielu była to spora niespodzianka. Wicemistrzynią świata została Keiko Hiraki, a trzecie miejsce przypadło Anji Kroll.

plar 6 9 foto2

Refleksja

Zawody przyniosły sporo refleksji, głównie związanych z bezpieczeństwem. W raporcie wysłanym dla FAI można znaleźć informację, że w trakcie zawodów doszło do ponad 15 wypadków, w tym kolizji pilotów. Problemem była także obsługa meteorologiczna, która zdaniem wielu stała na niskim poziomie. Brak stacji w pobliżu oraz znikome doświadczenia w tym terenie osób odpowiedzialnych za przygotowanie prognozy powodowały, że raporty były niedokładne i często mocno chybione. W efekcie komitet pilotów bazujący na tych danych "rozkładał" konkurencje, a niektóre punkty zwrotne znajdowały się w mocno turbulentnych miejscach. Sporo też namieszała sama pogoda. Przez większość zawodów wiał mocny północny wiatr, który "normalnie" pojawia się sporadycznie. Miejscowi piloci byli tym stanem rzeczy mocno zaskoczeni i na pytania "jak tu się lata przy takim wietrze" drapali się po głowach.
Sporo dyskusji dotyczyło też punktacji. Wielu pilotów uważa, że przy tak wielu konkurencjach - maksimum 12 - powinna być możliwość "skreślenia" jednego nieudanego wyniku, co wpłynęłoby pozytywnie na atrakcyjność i bezpieczeństwo zawodów. Aktualnie jeden błąd praktycznie przekreśla szanse na podium i wielu nie mogło latać w swoim ofensywnym stylu, a reguły były korzystne dla pilotów latających konserwatywnie. Na lutowym zjeździe FAI szeroko analizowano meksykańskie zawody i wydaje się, że następne w Hiszpanii w 2011 roku będą się odbywać w mocno zmodyfikowanej formule. Ale więcej o tym w kolejnym artykule.

Bartosz Moszczyński